Rada to jest „ciało dekoracyjne” – wywiad z Anną Paluch
Ludzie boją się kandydować przeciwko urzędującym wójtom, burmistrzom
Rozmowa z Anną Paluch – posłem na Sejm RP V i VI kadencji.
Kurier Pieniński: Pani poseł, chcielibyśmy poprosić o kilka słów komentarza w znanej już sprawie problemów Józefa Ciesielki.
Anna Paluch: Tak, interweniowałam w sprawie drogi, o którą walczył pan Ciesielka.
KP: A czy dotarły do pani informacje, że Józef Ciesielka został skazany czterema wyrokami sądowymi za przekazanie informacji prasie?
AP: To jest dla mnie nowość.
KP: Burmistrz Grzegorz Niezgoda wystąpił przeciwko Józefowi Ciesielce z pozwem prywatnoskargowym za rzekome pomówienie w środkach masowego przekazu. Czy pani zdaniem jest to prawidłowa droga postępowania?
AP: Z oskarżenia prywatnego? Jak się burmistrz poczuł obrażony czy pomówiony jakimiś inwektywami to mógł tak zareagować. Ja akurat tej sprawy nie znam i nie wiem o co burmistrz oskarżył pana Ciesielkę. Natomiast chciałabym powiedzieć, że chyba rok temu była próba zwrócenia uwagi na art. 212 i ja jestem jednym z posłów, który podpisał się pod protestem żeby go usunąć.
Każdy funkcjonariusz publiczny, każdy poseł, każdy senator jak chce właściwie wypełniać swoją misję, to nieraz nadepnie na odcisk różnych notablom, którzy siedzą w swoich królestwach. Każdy polityk może zostać pomówiony bądź oskarżony i lekarstwem na to niekoniecznie jest art. 212, ale raczej usprawnienie postępowań sądowych. To jest tak, że jak taki wójt czy burmistrz chce przyłożyć posłowi, to na pół roku przed kampanią wyborczą – żeby się wyborcom utrwaliło – łupnie jakieś oskarżenie wyssane z palca przeciwko posłowi. Jak to jest w trybie wyborczym to jeszcze pół biedy, ale jak to jest pół roku przed kampanią, to taki poseł się handryczy, wlecze się to, że tak powiem, jak krew z nosa a nie ma możliwości obrony. Potem człowiek chodzi, roznosi ulotki i słyszy, że pani jest taka i taka, więc generalne lekarstwo na ten stan rzeczy to przyspieszenie postępowań sądowych. Inną sprawą jest odpowiedzialność dziennikarska. Prawem dziennikarza jest nie ujawniać źródła informacji. Zastanawiające jest to, dlaczego dziennikarz ujawnił źródło informacji? Redakcja zachowała się bardzo nieprofesjonalnie – rozsądny dziennikarz nie ujawnia źródeł, bo drugi raz informacji nie uzyska.
KP: Burmistrz ze swoimi dochodami prawie 10.000 tys. Miesięcznie, którego stać na najlepszych prawników, wytacza kolejne procesy osobie pokrzywdzonej przez los – inwalidzie, renciście z dochodem 700 zł miesięcznie.
AP: Jest to przykra sprawa, bo z tego co pamiętam, to są tam chore dzieci, a on prowadzi spór z burmistrzem nie mając adwokata, bo go nie stać. Ja chętnie udzielę porady prawnej – w tej dziedzinie mogę go wspomóc. Wiele ludzi do mnie przychodzi po porady prawne, a ja uważam, że jeżeli poseł chce udzielać porad dla ludności – a każdy przyzwoity poseł powinien coś takiego obywatelom zapewnić – powinien zatrudnić prawnika, który by ludziom pomagał w rozwiązywaniu problemów prawnych.
KP: Tylko żeby nie okazało się, że to ten sam prawnik, który reprezentuje burmistrza.
AP: Jeżeli poseł naprawdę chce pomagać ludziom, to nie może wziąć prawnika z miejscowej sitwy. Przepraszam za wyrażenie, ale żaden kruk krukowi oka nie wydłubie. Ja, od kiedy jestem posłem, miałam prawnika, który dojeżdżał do mnie z Krakowa i co poniedziałek miał dyżur dla ludzi, który potrzebowali porady prawnej. Ten prawnik już wszedł w zawód na tyle, że teraz ciężko byłoby mu znaleźć czas, żeby wyjechać z Krakowa, ale ja jestem gotowa przygotować spotkanie z Józefem Ciesielką.
KP: Pani poseł, jak można ocenić to, że w Szczawnicy łamana jest ustawa o straży miejskiej – jak ujął to były komendant „jest wykorzystywana jako policja polityczna”?
AP: Krótko mówiąc, jeżeli w Warszawie straż miejska jest wykorzystywana w celach politycznych, to w Szczawnicy tak samo. Każdy łamie prawo na swoim podwórku… i to jest po prostu odprysk tego samego problemu. Moje ugrupowanie (red. PiS) ma jasne sprecyzowane poglądy na temat praworządności. Dawniej trzeba było się trochę pogimnastykować, aby radę czy zarząd do czegoś przekonać, a dzisiaj wygląda to tak, że wójt czy burmistrz, który robi projekt budżetu czy projekt zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, ma tyle „argumentów”, że mu nikt nie podskoczy. Dlatego my chcieliśmy wprowadzić kadencyjność – nawet prezydent Stanów Zjednoczonych może sprawować urząd maksymalnie dwie kadencje. A u nas jest „nadwartościowanie” wójta czy burmistrza jako organu gminy. I tak będzie dopóki on będzie wiedział, że do końca życia może pełnić tę funkcję, bo przecież są włodarze, którzy pełnią te funkcje od czasów komuny. Najpierw byli wybierani przez radę a obecnie dysponują ogromnym potencjałem nacisku i nieważne, że startują wyborach bezpośrednich – czy to w małych czy dużych miejscowościach. A dopóki oni mają ten potencjał nacisku, to przecież jest zrozumiałe, że ludzie się boją startować do rady gminy, boją się być kontrkandydatem w wyborach na urząd burmistrza czy wójta.
Cztery lata temu w większości gmin na Podhalu nikt nie zdecydował się kandydować przeciwko urzędującym wójtom. W kadencji 2001-2006 na palcach jednej ręki mogę policzyć gminy na, gdzie urzędujący włodarze ubiegający się o reelekcję i mieli kontrkandydatów.
KP: Czy na taką sytuację istnieje jakieś lekarstwo?
AP: Ponieważ rada to jest “ciało dekoracyjne”, a wszystkie nici w rękach trzyma wójt, burmistrz lub prezydent miasta, to jedynym lekarstwem na taką sytuację jest to, że każdy z nich będzie miał świadomość, że za kadencję lub dwie z tego stołka zejdzie i musi się zachowywać tak, żeby mógł spokojnie po tej mieścinie iść ulicą i żeby mu nie pluli pod nogi. A jeżeli nie ma takiej perspektywy, to będzie się działo to, co dzieje się w tej chwili. Reasumując, jak trzeba Józefowi Ciesielce pomóc, to od tego jest prawnik i to jest mój obowiązek jako posła, aby tych ludzi, którzy są w opresji, wspierać. A pan Ciesielka jest w opresji i to jest pewne.
KP: Dziękuję za rozmowę.